Nawet młody internauta nie może kogoś zbluzgać bezkarnie


Przy okazji omawiania wyroku, w którym Sąd Najwyższy uznał, że krytyka osoby wykonującej wolny zawód może być szersza, tym bardziej jeśli prowadzona jest w internecie, którego specyfika przemawia za krótką (często dosadną i niesprawiedliwą) krytyką, natrafiłem na interesujący wyrok sprzed roku.

W wyroku z dnia 8 marca 2012 r. (sygn. V CSK 109/11) Sąd Najwyższy potwierdził, że:
ochrona dóbr osobistych osoby uczestniczącej w wymianie poglądów na forum internetowym nie jest wyłączona, jeżeli kierowane przeciwko niej wypowiedzi nie mieszczą się w dopuszczalnej formule dyskusji.
Teza nie jest oryginalna i mieści się także w ogólnym odczuciu sprawiedliwości, tzn. każdy się chyba zgodzi, że nie można obrażać innych na forum publicznym i bez znaczenia, czy jest to forum internetowe. Intrygujące są natomiast przytoczone wywody sądów niższych instancji. Osoby, które chciałyby bronić swojego dobrego imienia przed obelgami w internecie, powinny się z nimi zapoznać i przygotować na to, że niekoniecznie uzyskają ochronę (przynajmniej na podstawie zarzutu o naruszenie dóbr osobistych). Miejmy nadzieję, że przywoływany tu wyrok Sądu Najwyższego „się przyjmie” i ten tok rozumowania będzie wykorzystywany w procesach.

    Illustration of Walter Stenström's The boy and the trolls or The Adventure in childrens' anthology Among pixies and trolls, a collection of childrens' stories, 1915
Wikimedia Commons

A sprawa wyglądała tak. Na portalu Nasza Klasa toczyła się dyskusja o odbytej manifie przeciwko przemocy wobec kobiet. Andrzej, późniejszy powód, trafił na nią przypadkowo i postanowił się włączyć, przedstawiając nieakceptowane przez pozostałych dyskutantów poglądy i opinie. Niektórzy z nich odbierali je jako obraźliwe, ale były one pozbawione wulgaryzmów. W ferworze ostrej dyskusji powód zagroził pozostałym osobom, że wystąpi do sądu z pozwem o naruszenie jego dóbr osobistych. Większość zaprzestała odnosić się do powoda w ogóle, ale późniejszy pozwany zwrócił się do niego słowami:
Andrzej, wyp…j z forum
Andrzej B. ssie
a po zawiadomieniu pozwanego przez powoda o skierowaniu pozwu:
 Andrzejku mój najdroższy. Mój precelku. Moja schizofrenio …Mam wy...ane na to co wygłaszasz. Zadośćuczynienie? To k…a jedynie może przed Bogiem się doczekasz.
Jak zawyrokował sąd okręgowy? Ocenił, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych, przyznając jednocześnie, że zachowanie pozwanego było „niewątpliwie naganne z moralnego punktu widzenia.”, ale:
o naruszeniu dóbr osobistych nie decyduje subiektywne odczucie konkretnej osoby, lecz obiektywna ocena reakcji, jaką dana informacja wywołuje u odbiorcy. Żadne ze sformułowań pozwanego nie zawiera elementów ocennych, które mogłyby poniżyć powoda w oczach osób trzecich. Uczestnikami dyskusji na forum byli ludzie młodzi, przeważnie studenci, choć dostęp do dyskusji otwarto dla nieograniczonej liczby osób. W gwarze studenckiej, a także w dyskusjach wśród młodzieży często występują wulgaryzmy – choć nie jest to stan pożądany – dla podkreślenia stanu emocjonalnego lub ostrości wypowiedzi.
(…)
Sąd Okręgowy uznał, że powód włączając się w dyskusję młodzieżową, która w jego ocenie daleko odbiegała od jego oczekiwań pod względem poziomu, a następnie wygłaszając teorie i poglądy kontrowersyjne, powinien być przygotowany na reakcję obronną, właściwą młodym ludziom uczestniczącym w forum internetowym. Zdaniem Sądu, wypowiedzi pozwanego, zawierające wulgarne sformułowania, nie miały na celu ani poniżenie powoda, ani naruszenie jego czci lub dobrego imienia, lecz miały wyrazić dezaprobatę dla treści, które powód wypowiadał w ramach dyskusji. Tak przyjęli to pozostali uczestnicy dyskusji. Intencją powoda było podniesienie poziomu kultury na forach internetowych, a tego celu nie można osiągnąć przez włączanie się do dyskusji i wskazywanie na cel wychowawczy własnego udziału w dyskusji.”
Niestety, sąd nie wskazał właściwych metod „podnoszenia poziomu kultury w internecie”. Nie do końca jest też jasne odrzucanie subiektywnego odczucia osoby, której dobra osobiste w jej przekonaniu są naruszane (co jest zresztą bezdyskusyjne – w ten sposób oceniane są naruszenia) i zastępowanie ich… subiektywnymi odczuciami wąskiej grupy społecznej („dyskusja młodzieżowa”; ale przecież nie wszystka młodzież tak rozmawia, może nawet zdecydowana mniejszość).

Rozumowanie to podzielił sąd apelacyjny, potwierdzając że:
użycie wulgaryzmów przez pozwanego nie miało na celu poniżenia powoda w oczach uczestników dyskusji, ale wyrażenie w ten prosty, choć niewątpliwie niewłaściwy sposób, jego dezaprobaty wobec wypowiadanych przez powoda treści. Systematyczny udział w internetowych forach dyskusyjnych uzasadnia zaliczenie dyskutanta do osób, które uczestniczą w życiu publicznym i nie jest działaniem bezprawnym dokonywanie ocen zachowań i wypowiedzi osób publicznych, jeżeli oceny te nie wykraczają poza akceptowane społecznie standardy.
Szczególnie rozszerzenie pojęcia „osoba publiczna” na każdego, kto korzysta z forum internetowych do wygłaszania własnych opinii („publicznie”) jest chybione. W ten sposób granice krytyki – szersze w przypadku osób publicznych – zostałyby przesunięte w taki sposób, że obejmowałyby większość społeczeństwa, a jest to przecież wyjątek od reguły.

Ciekawe stwierdzenie dotyczyło też „natury internetu”:
język internautów, co jest powszechnie znane, jest dosadny, skrótowy oraz często odbiega od standardów komunikacji, jakie obowiązują w społeczeństwie. Sprawia to, że także wulgaryzmy, które służą podkreśleniu ekspresji wypowiedzi, są akceptowane i powszechnie używane.
Nie wiem jaką wartość socjologiczną ma wyodrębnianie dzisiaj grupy społecznej „internautów” (obejmującej także ministra spraw zagranicznych, prezydenta i papieża), ale przypuszczam, że nikłą. W „moim” (i pewnie wyżej wymienionych) internecie wulgaryzmy są spotykane rzadko i w większości przypadków nieakceptowane.

Niestety, dopiero Sąd Najwyższy przyznał – wydawałoby się, że w oczywistej sprawie – rację powodowi. Przypomniał on, że ocena zniesławiającego charakteru wypowiedzi nie może być dokonywana według subiektywnej, indywidualnej wrażliwości osoby, która czuje się nią dotknięta, lecz według kryterium obiektywnego, uwzględniającego reakcje przeciętnego, rozsądnego człowieka nie zaś stosunkowo wąskiej grupy społecznej. Częściowo przyznał natomiast Sąd Najwyższy rację, że internet rządzi się własnymi prawami:
Osoba prywatna angażująca się do dyskusji na forum internetowym z udziałem określonego, ale otwartego kręgu osób, prezentując w rzeczowy i kulturalny sposób swoje, nawet kontrowersyjne poglądy, musi wprawdzie liczyć się z negatywną i nawet ostrą, przesadzoną oceną internautów, wyrażających własne stanowisko, jednak i na tym forum osoba ta nie może być pozbawiona ochrony wobec wypowiedzi naruszających jej godność lub dobre imię, które nie mieszczą się w dopuszczalnej formule tej dyskusji.
Co ważne, przychylił się do stwierdzenia, że „aktywny uczestnik forów internetowych, będąc osobą znaną i rozpoznawalną w tej społeczności, jest w tym znaczeniu i dla tego środowiska osobą publiczną”. W szczególności osoby zajmujące się tzw. trollingiem, powinny zatem mieć na uwadze, że krytyka która na nich spada, w świetle prawa może być ostrzejsza, a ich działania mogą spotkać się z represjami natury prawnej.