Ponad rok temu opublikowałem artykuł „
Za granie Czerwonych Maków tantiemy pobierze niemiecki rząd w Bawarii, czyli 70 lat od bitwy pod Monte Cassino” o powojennych losach Alfreda Schütza, polskiego kompozytora, autora melodii do „Czerwonych Maków na Monte Cassino” – a także o losach praw autorskich do tego utworu.
Najważniejsza z polskich pieśni XX wieku powstała nocą 17/18 maja 1944 roku, tuż przed kluczowym dla bitwy natarciem – Feliks Konarski napisał jej słowa, a Alfred Schütz skomponował muzykę. Czerwone Maki bardzo szybko zajęły poczesne miejsce w polskiej kulturze, stając się niemal drugim hymnem Polski.
Alfred Schütz po wojnie zamieszkał w Monachium, gdzie zmarł 1 października 1999 roku. Bez wsparcia od polskich władz – już wolnej Rzeczypospolitej – z powodu rodzinnej sytuacji finansowej omal nie spoczął w anonimowym grobie. Ostatecznie, Konsulat Generalny RP w Kolonii udostępnił subkonto społecznemu, polonijnemu komitetowi, który przeprowadził zbiórkę na pokrycie kosztów pogrzebu na cmentarzu Ostfriedhof, przy ulicy St. Martin.
Niedługo potem zmarła Veronika Schütz, żona Alfreda. Ponieważ nie mieli oni najbliższej rodziny, spadek po kompozytorze – w tym prawa autorskie do nieprzebranej liczby stworzonych utworów – przejął niemiecki land Bawaria. Częścią spadku były również prawa do Czerwonych Maków.
Moje ustalenia, co do obecnego właściciela praw do tej pieśni, odbiły się echem w mediach, a na mój apel o pomoc w ściągnięciu praw do Maków do Polski odezwał się między innymi Waldemar Domański, dyrektor Biblioteki Polskiej Piosenki w Krakowie.
Wspólnie podjęliśmy
starania o pozyskanie praw autorskich do Czerwonych Maków na rzecz Biblioteki Polskiej Piosenki, która docelowo miała „uwolnić” melodię spod praw autorskich, a co za tym idzie – spod obowiązku opłacania tantiem za jej wykonywanie.
W tym celu nawiązaliśmy kontakt z bawarskim rządem, występując z oficjalną prośbą o pomoc w rozwiązaniu tej sprawy. Innymi słowy – z prośbą o przekazanie praw na Bibliotekę. Pomocą służyła nam
Pani Barbara Cöllen z Deutsche Welle, która zbierając materiał do swojego artykułu na temat naszych starań, docierała do kolejnych urzędników Bawarii, cierpliwie tłumacząc im wagę Czerwonych Maków dla Polski i Polaków.
Nasze działania zakończyły się sukcesem. W lutym 2015 roku mogliśmy oficjalnie ogłosić – Bawaria zadeklarowała gotowość przekazania praw autorskich do „Czerwonych Maków na Monte Cassino” Polsce. Zaraz potem pojawiło się jednak zastrzeżenie, które wprawiło nas w osłupienie. Przedstawiciele Bawarii poinformowali nas bowiem, że z podobną prośbą zwróciły się także… polskie władze państwowe. W związku z tym – uznając hierarchię władz w Polsce – to rozmowy z rządem mają pierwszeństwo przed rozmowami z administracją samorządową, której emanacją jest Biblioteka Polskiej Piosenki w Krakowie. Strona rządowa natomiast – według relacji urzędnika bawarskiego – stwierdziła, że dla przeniesienia praw autorskich na podmiot polski muszą dopiero powstać stosowne uwarunkowania prawne.
Zdumienie miało kilka powodów. Po pierwsze, przedstawiliśmy gotowe rozwiązanie organizacyjne – wobec woli politycznej strony niemieckiej, wystarczyło doprowadzić do wymiany odpowiednich dokumentów – cała operacja w zamyśle Dyrektora Domańskiego miała mieć należytą oprawę i odbyć się podczas publicznej uroczystości organizowanej przez Bibliotekę. Pod względem prawnym nie ma i nie było żadnych przeszkód, aby podpisać stosowną umowę.
Po drugie, w pamięci miałem odpowiedzi Ministerstwa Spraw Zagranicznych na moje maile w tej sprawie, w których – czarno na białym – MSZ stwierdzał, że obecna sytuacja prawnoautorska Czerwonych Maków to „kwestia natury handlowej”. Do rozwiązania sprawy nie poczuwało się także Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pamiętałem wreszcie przykre doświadczenie zawodu, gdy w kolejnych materiałach czytałem o pozostawieniu Alfreda Schütza i jego rodziny samym sobie. Skąd mogłem przypuszczać, że polski rząd nagle nabierze tempa – i przystąpi do rozwiązywania tej sprawy – nie informując ani mnie, ani Waldemara Domańskiego o podejmowanych równolegle działaniach – choć były one dość szeroko komentowane przez media? Może przyczyniła się do tego podwójna kampania wyborcza w roku 2015?
Ostatecznie – pomijając moje zastrzeżenia – uznałem, że dla sprawy najważniejsze jest jej pozytywne zakończenie. Skoro polski rząd chce działać – niech działa. Minęło jednak prawie pół roku, w tym kolejna rocznica bitwy pod Monte Cassino – a efektu starań polskich urzędników nie widać.
Postanowiłem zatem zasięgnąć informacji u źródła.
Zapytałem MSZ o stan prowadzonych rozmów oraz przewidywany czas ich zakończenia. Zapytałem też, jaki podmiot zamiast Biblioteki Polskiej Piosenki ma stać się dysponentem praw autorskich do Czerwonych Maków.
W odpowiedzi dowiedziałem się, że „rozmowy mają wyłącznie charakter roboczy i są prowadzone przez Konsulat Generalny RP w Monachium” a co do „finalnego wskazania podmiotu, który będzie dysponentem tych praw w Polsce, decyzja w tej kwestii nie leży w gestii MSZ.” Ponieważ jednak rozmowy mają charakter „roboczy”, MSZ odmawia dalszych informacji.
Zapytałem o powyższe Konsulat – po dwóch miesiącach ciszy zostałem skierowany z powrotem do MSZ.
Jaki będzie dalszy los praw autorskich do Czerwonych Maków? Inicjatywa, nazwijmy ją „prywatno - samorządowo - medialna” została skutecznie zablokowana przez stronę rządową. To i tak duży postęp w stosunku do pierwotnego stanowiska o „kwestii natury handlowej”. Mnie on jednak nie satysfakcjonuje.
Czekają nas kolejne 3 miesiące kampanii wyborczej. Dobrze by było, gdyby dała ona jakiś trwały owoc, choćby w postaci takiego sukcesu, jak przekazanie praw autorskich do Czerwonych Maków Polsce i Polakom. Drodzy Rządzący – już tak niewiele zostało do pomyślnego zakończenia naszych starań. Stańcie chociaż z boku, jeśli sami nie chcecie w nich uczestniczyć.
Etykiety: Czerwone Maki