Wśród problemów współczesnego prawa patentowego, jednym z istotniejszych (a z pewnością z tych bardziej medialnych, bo wieloletnie rozpatrywanie wniosków przed urzędami patentowymi nie nadaje się na newsa) jest istnienie zjawiska
trollingu patentowego.
Rynkiem którego problem ten dotyczy w stopniu największym to Stany Zjednoczone. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest bardziej elastyczne podejście do przedmiotów mogących być przedmiotem patentu, niż w prawodawstwach europejskich. Może on obejmować choćby metody biznesowe czy programy komputerowe. Jest to także najbardziej innowacyjna gospodarka na świecie, co siłą rzeczy generuje zwiększoną liczbę patentów.
Nie dziwi zatem fakt, że to właśnie w Stanach Zjednoczonych pojawił się pomysł – jak walczyć z trollami patentowymi. Pomysłem tym jest Obronna Licencja Patentowa (Defensive Patent License; DPL), a jego autorami prawnicy University of California w Berkeley – Jason Schultz i Jennifer Urban. DPL ma stanowić odpowiednik licencji GPL (General Public License) w prawach autorskich i podobnie jak ta licencja, w założeniu zastosowanie ma znaleźć przede wszystkim do programów komputerowych.
Detal z biblioteki publicznej w Berkeley
Autor: SarahStierch / Wikimedia Commons
Licencja DPL prowadzi do rezygnacji z pewnych korzyści, które daje patent, co ma prowadzić do zniechęcania do ich nabywania przez wspomnianych trolli patentowych, a także do wysuwania roszczeń o naruszenie patentów do nich należących.
Poddając patent pod licencję DPL jego właściciel zgadza się na udzielenie bezpłatnej licencji wszystkim innym członkom DPL, pozostawiając mu jednocześnie możliwość płatnego licencjonowania patentu na zewnątrz oraz dochodzeniu swoich praw na drodze sądowej wobec osób trzecich.
Innymi słowy, pomysł Defensive Patent License sprowadza się do utworzenia „systemu w systemie”. Na podstawie tej zestandaryzowanej i powszechnej umowy ma powstać społeczność posiadaczy patentów, którzy poza swoją grupą występują jak „zwykli” ich posiadacze, wewnątrz natomiast – rezygnują de facto z ochrony patentowej w zamian za możliwość korzystania z patentów innych członków-licencjodawców.
Już ten krótki opis wskazuje, że przedsięwzięcie może być udane tylko, jeśli zostanie przekroczona masa krytyczna, tzn. liczba patentów na licencji DPL, która dla określonej grupy przystępujących przedsiębiorców będzie uzasadniała - z ekonomicznego punktu widzenia - taki krok. Czyli bardziej wynalazcy musi się opłacać udzielenie w ograniczonym kręgu bezpłatnej licencji DPL (i korzystanie bezpłatnie z innych patentów), niż jej nieudzielenie, które pociąga za sobą powstanie określonych ryzyk prawnych, np. pozwów składanych przez trolli patentowych. Jest to możliwe nie tylko w branży oprogramowania, z racji swojego przedmiotu ograniczonej do kilku państw na świecie, które dopuszczają ich patentowanie, ale także w innych branżach, gdzie łatwo może dojść do naruszenia czyjegoś patentu (np. w branży elektronicznej). Do tego czasu wybór musi być podyktowany ideą (albo ideologią, jak kto woli, to w końcu
Berkeley). Nie należy się raczej spodziewać, że do programu dołączą patentowi giganci, choć pewne zainteresowanie okazał
Google.