Niedawno w Wysokich Obcasach,
dodatku do Gazety Wyborczej, znalazł się wywiad „Koszmary do wynajęcia”
przeprowadzony przez Małgorzatę Czyńską z Natalią Fiedorczuk. W tekście znaleźć
można taki passus:
Co z autorami zdjęć? To, że są
anonimowi, sprawia, że mogłaś korzystałaś z ich fotek?
Zdjęcia stały się częścią
kolekcji występującej w określonym kontekście. Oficjalnie wysłałam wiadomości
do tych anonimowych oferentów, do których udało mi się dotrzeć przez Gumtree, z
prośbą o zgodę na wykorzystanie fotografii. Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi.
Tym samym zdjęcia przechodzą w ''publiczną przestrzeń internetu''. Owszem,
mogłam sama fotografować te wnętrza, chodząc na spotkania z oferującymi
wynajem. Jednak nie zdecydowałam się na ten ruch, bo wiem, że jako osoba mająca
do czynienia z fotografią, estetyką czy projektowaniem mogłabym zacząć szukać w
tych wnętrzach ''czegoś ładnego'' - ot tak, z przyzwyczajenia.
Interior de una botica
Universidad de Navarra
W tym miejscu kilka wyjaśnień. Po
pierwsze, nie ma czegoś takiego, jak „publiczna przestrzeń internetu”. Jest
„
domena publiczna”, czyli zbiór utworów, do których prawa autorskie
(majątkowe!) wygasły, lub do których autorzy praw autorskich się zrzekli lub
mocno się w nich ograniczyli (np. udostępniając utwory na jednej z licencji
Creative Commons).
Po drugie, art. 17 ustawy z dnia
4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych brzmi:
Jeżeli ustawa nie stanowi inaczej, twórcy przysługuje wyłączne prawo do
korzystania z utworu i rozporządzania nim na wszystkich polach eksploatacji
oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu.
Co oznacza, że
konieczna jest zgoda twórcy (można to modyfikować w drodze
zawieranych umów). Milczenie nie jest niczym poza tym, czym jest – ani zgodą,
ani brakiem zgody. Ale ponieważ jest ona przesłanką konieczną, milczenie należy
domyślnie traktować, jako brak zgody.
Sprawę poruszył na swoim blogu
Alex Paleczny, pisząc w swoim poście „
Znalezione, (nie)kradzione, czyli pani Natalii Fiedorczuk przygody z fotografią” tak:
Cena 36 zł, prawie 250 stron, więc żartów nie ma – książka zawiera
bogatą dokumentację fotograficzną. Wysiłku było sporo, bo to trzeba miejsca
znaleźć, pojeździć po Polsce, zdjęcia porobić i obrobić.
Przygotowanie tych zdjęć zajęło autorce zapewne bardzo dużo czasu.
Tylko, że nie.
Otóż szanowna autorka, Natalia Fiedorczuk, obmyśliła sobie, że zdjęcia
hurtem zgarnie z Gumtree. Ot tak – prawy przycisk myszki, zapisz na dysku, itd.
No przyznać trzeba, że metoda prosta, a i wydajność pracy wzrasta z miejsca o
tysiące procent. (…)
Oczywiście wszystkie zdjęcia towarzyszące artykułowi podpisane są
„(Fot. Archiwum prywatne Natalii Fiedorczuk)”.
Wskazując przy ironicznie, że nie
ma czegoś takiego, jak „publiczna przestrzeń internetu”, jak i nie ma
„publicznej przestrzeni miasta”, do której miałyby trafiać np. pozostawione bez
opieki samochody.
Autorka albumu postanowiła
odnieść się do zarzutów, które wzbudziły dyskusję w internecie, na swoim
profilu na Facebooku (numeracja w nawiasach kwadratowych ode mnie):
Prawo autorskie chroni wyłącznie przejaw działalności twórczej o
indywidualnym charakterze (…). Oznacza to, że ochroną prawnoautorską objęta są
takie fotografie, które są oryginalne (wcześniej nikt, takiej fotografii nie
zrobił) oraz noszą piętno autora. Nie każda fotografia jest więc chroniona
prawem autorskim. Jednym z pomocnych badań w określeniu indywidualności danego
wytworu (fotografii) jest tzw. badanie statystycznej jednorazowości. Chodzi o
pytanie czy jest statystycznie prawdopodobne, aby w przyszłości inna osoba
stworzyła taki sam wytwór. Jeżeli odpowiedź jest pozytywna, to dany wytwór
(fotografia) nie ma cech niezbędnych do ochrony prawnoautorskiej. Takich cech
nie mają fotografie wnętrz lokali, które mają na celu przedstawienie umeblowania
tego lokalu i jego ogólnego wyglądu. Większość osób poproszonych o zrobienie
takiej fotografii zrobiłaby ją podobnie. W takim zdjęciu nie chodzi o
kadrowanie, ustawienie rekwizytów, dobór światła, modeli itp. a o pokazanie
jakie meble, w jaki sposób ustawione są w danym pokoju – wierne przedstawienie
rzeczywistości. [1]
W zbliżonych sytuacjach, tj, odnośnie do fotografii dzieł sztuki w
dwóch orzeczeniach sądy wypowiedziały się wyraźnie za brakiem ochrony
prawnoautorskiej takich fotografii: "W czynnościach powoda jako fotografa,
nie mieszczą się elementy twórcze, lecz odtwórcze. Jego obowiązkiem nie było
bowiem wykonywanie zdjęć obrazów i innych przedmiotów sztuki w sposób oddający
wrażenia artystyczne powoda czy też wyrażające jego wizję artystyczną, lecz
wykonywanie zdjęć odtwarzających przy pomocy fotografii rzeczywisty stan
zbiorów muzealnych i obiektów budowlanych" (SN wyrok z dnia 26 czerwca
1998 r., I PKN 196/98) (…). [2]
2. Dodatkowo, zgodnie z art. 29
ust. 1 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych wolno przytaczać w
utworach stanowiących samoistną całość drobne utwory w całości, w zakresie
uzasadnionym wyjaśnieniem lub prawami gatunku twórczości. Jeżeli jakaś
fotografia wnętrza mieszkania, uznana zostałaby za podlegającą ochronie prawnoautorskiej,
to taką fotografię, można zamieścić w książce poświęconej wynajmowi mieszkań,
bez konieczności uzyskiwania zgody jej autora. Fotografia taka jest drobnym
utworem, który można użyć do w innym większy utworze (książce) w celu
wyjaśnienia (opisania jakiegoś zjawiska). Książka zawiera teksty socjologiczne
opisujące dane zjawisko i zdjecia służą jedynie jako ilustracje, uzupełnienie
tych tekstów. Dodatkowo jest to (umieszczanie takich zdjęć) podyktowane
rodzajem twórczości – książki opisującej zjawisko kulturowo-społeczne w Polsce,
tzn. nie dałoby się tego właściwie zrobić bez wspomnianych fotografii. [3]
Po kolei.
[1] Zasadniczo – zgoda co do
tego, że utwór musi mieć charakter twórczy, co wynika z samej genezy słowa, nie
zaglądając w tym przypadku nawet do ustawy. Niezgoda natomiast, jeśli chodzi o odpowiedź na
zadane w tekście oświadczenia pytanie „czy jest statystycznie prawdopodobne,
aby w przyszłości inna osoba stworzyła taki sam wytwór?” W moim najgłębszym
przekonaniu – nie ma takiego prawdopodobieństwa, ponieważ nikt poza autorem
zdjęcia nie ma dostępu do wszystkich rekwizytów, mebli czy sprzętów, które na
ww. zdjęciach się pojawiają. Co więcej, ich ułożenie również nie jest
przypadkowe – graniczy niemal z pewnością, że przed zrobieniem zdjęcia ich
autorzy poprawili narzuty na kanapach, przestawili fotele, być może włączyli
telewizory, żeby nadać zdjęciom charakteru naturalności – wbrew temu co pisze
autorka albumu, nie są „wiernym oddaniem rzeczywistości”. Zdjęcia te mają
zachęcać do wynajmu mieszkań, ich charakter i cel przypomina raczej zdjęcie z
reklamy, która promuje produkt.
Wnętrze zamku Radziwiłłów
Biblioteka Narodowa
[2] Nie jest więc trafne
przywołanie powyższego orzeczenia Sądu Najwyższego, w którym jest mowa o
mechanicznie wręcz wykonywanych zdjęciach – nie pozostawiających żadnego pola
na twórcze działanie fotografa. Podkreśla to zresztą sam Sąd w przywołanym
cytacie.
[3] Przepis art. 29 ustawy brzmi
w całości tak:
1. Wolno przytaczać w utworach stanowiących samoistną całość urywki
rozpowszechnionych utworów lub drobne utwory w całości, w zakresie uzasadnionym
wyjaśnianiem, analizą krytyczną, nauczaniem lub prawami gatunku twórczości.
2. Wolno w celach dydaktycznych i naukowych zamieszczać
rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów w podręcznikach
i wypisach.
21. Wolno w celach dydaktycznych i naukowych zamieszczać
rozpowszechnione drobne utwory lub fragmenty większych utworów w antologiach.
3. W przypadkach, o których mowa w ust. 2 i 21, twórcy
przysługuje prawo do wynagrodzenia.
Zgodnie z oświadczeniem, album
miałby być „wyjaśnieniem (opisaniem jakiegoś zjawiska)”. W przepisie tym
jednakże nie chodzi o wyjaśnianie zjawisk, a cytowanych utworów. Cytując: „Litwo!
Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie; Ile cię trzeba cenić, ten tylko się
dowie, Kto cię stracił.” Wyjaśnieniem będzie to, że autor cytatu opuścił
rodzinne strony, zatem jego utwór ma wydźwięk bardzo osobisty – co pozwala lepiej go
zrozumieć. Nie będzie wyjaśnianiem zebranie wielu cytatów dotyczących Litwy i
opatrzenie ich tekstami o XIX-wiecznej Litwie – bez odniesienia się do
konkretnych utworów, które zostały zacytowane.
Ma to też być rodzaj twórczości –
„książka opisująca zjawisko kulturowo-społeczne w Polsce”. Nie ma takiego
gatunku twórczości. Możemy określić ten gatunek jako „album fotograficzny” albo
„praca naukowa”. Każdy z nich rządzi się swoimi prawami, ale żaden z nich nie
dopuszcza tak szerokiego cytowania innych utworów i zbierania ich w jedną
całość. Podręcznikowym przykładem gatunku, którego prawa pozwalają na szerokie
czerpanie z innych utworów - do którego odnosi się postanowienie tego przepisu - jest np. parodia, która nie istniałaby bez utworu
podstawowego. Co więcej, jeśli cel był naukowy - i tak autorom należało się wynagrodzenie.
Pani Natalia Fiedorczuk stwierdza
(słusznie), że „nie dałoby się tego właściwie zrobić bez wspomnianych fotografii”.
Problemem jest jednak to, kto dane fotografie wykonywał. Jak wskazał na swoim
blogu Pan Alex Paleczny – bardzo dużo pracy trzeba byłoby włożyć, żeby objechać
wszystkie mieszkania i je sfotografować. W ten sposób dałoby się to zrobić,
tzn. uzyskać fotografie do albumu. Można było też uzyskać zgodę autorów, co
byłoby szybsze. Droga wybrana przez autorkę narusza prawa innych.
Nota bene, proszę porównać te dwa
fragmenty:
„Książka zawiera teksty
socjologiczne opisujące dane zjawisko i zdjecia służą jedynie jako ilustracje,
uzupełnienie tych tekstów” (z oświadczenia).
„Teksty socjologiczne, które
powstały przy okazji ''Wynajęcia'', stanowią uzupełnienie zdjęć - otwierają
wiele interpretacji” (z wywiadu).
Oświadczenie zostało zatem (słusznie) skonsultowane z prawnikiem, nadając zdjęciom podrzędny charakter. Warto jedna w tym miejscu przypomnieć
wyrok Sądu Najwyższego w sprawie o sygn. I CK 232/04, gdzie podkreślone
zostało, że przy powoływaniu się na prawo cytatu nie ma znaczenia rozmiar
przytaczanego we własnym dziele utworu, lecz ich wzajemne relacje i cel cytatu.
Musi on pozostawać w takiej proporcji do wkładu własnej twórczości, aby nie
było wątpliwości co do tego, że powstało własne, samoistne dzieło. Takie
wątpliwości powstają w omawianym przypadku.
Wrocław, klasztor Urszulanek, kuchnia. Ósma ilustracja leporella.
www.bibliotekacyfrowa.pl
Podsumowując, autorka albumu
naruszyła autorskie prawa majątkowe (i osobiste! pomijając brak zgody na ich
użycie, zdjęcia zostały podpisane „fot. Archiwum prywatne Natalii Fiedorczuk”).
Co więcej, wraz z dziennikarką
przeprowadzającą wywiad (oraz redaktorem wydania) najprawdopodobniej naruszyły
dobra osobiste tych osób, stawiając je w niekorzystnym świetle (vide:
„Koszmary do wynajęcia”, „mogłam sama
fotografować te wnętrza (…) jednak (…) mogłabym zacząć szukać w tych wnętrzach
‘czegoś ładnego’, „Mieszkania te nie są neutralne (…). Mieszkanie wśród cudzych
drobiazgów, pamiątek, zbieraniny rzeczy może wręcz budzić wstręt.”).
Podczas jednej z Facebookowych
dyskusji zadeklarowałem swoją
bezpłatną pomoc prawną osobom, których zdjęcia
zostały wykorzystane. Deklarację podtrzymuję. Ale polecam się także osobom,
które takie albumy chcą wydawać (oraz
dziennikarzom Gazety Wyborczej) – czasem
naprawdę warto skorzystać z
pomocy prawnika wcześniej, niż przy wydawaniu oświadczenia.