W sieci (opinii)

Ostatnie kilka dni przyniosło ciekawe postanowienie sądu, które już doprowadziło do małego przemeblowania na rynku prasy. Otóż, nie znajdziecie Państwo już w kioskach tytułu „W Sieci”, a… „Sieci”, gdzie litera „W” wygląda, jakby była zamazana czarnym flamastrem.

Dlaczego? Najpierw krótkie wprowadzenie dla osób, które nie śledzą wydarzeń na rynku medialnym. Nowy właściciel wydawnictwa Presspublika, właściciela takich tytułów jak Rzeczpospolita (dziennik) i Uważam Rze (tygodnik), przed kilkoma miesiącami w dość burzliwej atmosferze pożegnał się z niemal całą redakcją tygodnika, która stanowiła też trzon redakcji dziennika. Część byłych dziennikarzy rozpoczęła wydawanie tygodnika W Sieci, co miało być bezpośrednim powodem wyrzucenia redaktora naczelnego Uważam Rze, co znowu pociągnęło za sobą odejście w proteście innych dziennikarzy. Kilka miesięcy później druga część dziennikarzy założyła własny tygodnik – Do Rzeczy.


Rybak z siecią, Leon Wyczółkowski
Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa

We wtorek 05 marca 2013 roku pojawiło się oświadczenie wydawcy W Sieci, w którym można przeczytać:

W piątek, 1 marca, spółka Fratria otrzymała decyzję Sądu Okręgowego w Warszawie wskazującą, iż tygodnik „W Sieci” wydawany przez spółkę Fratria może naruszać interesy wydawnictwa Pressbublica (obecnie Gremi Media) będącego własnością Pana Grzegorza Hajdarowicza, które dysponuje subdomeną internetową „W sieci opinii” (wsieci.rp.pl).
(…)
Postanowienie sądu, mimo braku prawomocnego wyroku, wstrzymuje wydawanie tygodnika „W Sieci” pod obecną nazwą. Ma to na celu zabezpieczenie interesów spółki Pana Grzegorza Hajdarowicza wynikających z prowadzenia „W sieci opinii”, podstrony o znikomej rozpoznawalności wśród czytelników.

Na drugi dzień odpowiedział prezes wydawcy Rzeczpospolitej iserwisu wsieci.rp.pl:

Już 22 listopada 2012 roku wysłaliśmy pismo do wydawnictwa Fratria uprzedzając wydawcę, że wydawanie gazety o tytule łudząco podobnym do "W sieci opinii" może naruszyć interesy naszego wydawnictwa. 27 listopada 2012 roku spółka Fratria przysłała nam odpowiedź, co oznacza, że od tego czasu miała możliwość znaleźć własny tytuł, a nie posługiwać się cudzą własnością intelektualną.
Pomimo wyroku sądu, Fratria po ponad trzech miesiącach zamiast szanować prawo zamierza je ominąć, posługując się tytułem „Sieci". W żadnym państwie prawa, na szczęście również w Polsce, kradzież praw intelektualnych nie może być bezkarna. Nie można produkować Roleksików, Coca Colki ani e-padów. Tworzenie nazw łudząco podobnych do istniejących to zwykła kradzież. Taka sama, jak kradzież zegarka lub samochodu.
(…)
Przypomnę tylko, że pomysł jak i realizacja "W sieci opinii" powstała w spółce Presspublica w czasie gdy jej współpracownikami byli między innymi Panowie Karnowscy [jeden z nich jest obecnie redaktorem naczelnym W Sieci – przyp. BW]. Znali więc zarówno tytuł, jak i założenia programowe. 

Tyle tytułem wstępu i naświetlenia okoliczności. Nie znam podstaw prawnych pozwu czy zabezpieczenia dokonanego przez sąd, mogę opierać się wyłącznie na doniesieniach prasowych. Zgodnie z nimi, podstawą pozwu ma być art. 10 ustawy z dnia 16 kwietnia 1993 r. o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, co współgra z wydanymi przez obie strony oświadczeniami. Przepis ten brzmi następująco:

Czynem nieuczciwej konkurencji jest takie oznaczenie towarów lub usług albo jego brak, które może wprowadzić klientów w błąd co do pochodzenia (…) lub innych istotnych cech towarów albo usług.

Czy faktycznie przeciętny konsument może zostać wprowadzony w błąd przez takie oznaczenie tytułu prasy drukowanej, które w części jest zbieżne z tytułem (podtytułem; nazwą rubryki) prasy elektronicznej? Prawo prasowe stanowi co prawda w art. 21, że sąd odmówi rejestracji tytułu prasowego,  jeżeli stanowiłoby to naruszenie prawa do ochrony nazwy istniejącego już tytułu prasowego - ale nawet przy założeniu, że W Sieci Opinii jest zarejestrowanym tytułem prasowym, nie wpływa to w żaden sposób na roszczenia z ustawy o zakazie nieuczciwej konkurencji. Chodzi tu raczej o dosłowne przepisanie tytułu w całości.

Cel tego przepisu dobrze opisuje dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady nr 2005/29/WE, która była podstawą do jego wprowadzenia do polskiego porządku prawnego.

Niniejsza dyrektywa nie zmierza do ograniczenia konsumentom wyboru poprzez zakaz promocji produktów, które przypominają wyglądem inne produkty, chyba że podobieństwo to utrudnia konsumentom ustalenie handlowego pochodzenia produktu, a zatem wprowadza ich w błąd.

Nie wystarcza zatem samo podobieństwo, ale ryzyko wprowadzenia w błąd tzw. przeciętnego konsumenta, który jest dostatecznie uważny, ostrożny i dokładnie poinformowany. "Przy ustalaniu wprowadzania w błąd należy brać pod uwagę przeciętnego konsumenta, do którego praktyka rynkowa jest kierowana lub do którego dociera" (Komentarz, E. Nowińska, M. du Vall). Paradoksalnie zatem, ponieważ redakcja nowego tygodnika budowała swój tytuł w ostrej kontrze do nowego wydawcy W Sieci Opinii (zakładając, że jest to w ogóle tytuł przez przeciętnego konsumenta rozpoznawalny), przeciętny czytelnik W Sieci, W Sieci Opinii czy po prostu obserwator rynku mediów - może rozróżniać obu wydawców.

Nie można także pominąć kwestii zasadniczej, jaką jest odpowiedź na pytanie, czy rynki prasy drukowanej i elektronicznej są konkurencyjne czy komplementarne, tzn. czy tytuły podejmujące zbliżoną tematykę będą się wykluczać czy uzupełniać. W tej sprawie jeden tytuł jest publikowany wyłącznie w internecie, drugi zaś - w druku, choć posiada także własną stronę internetową. Jeden zajmuje się przeglądem mediów w formie cytatów opatrzonych humorystycznymi komentarzami, drugi - przedrukiem dłuższych artykułów i analiz z serwisów internetowych (nota bene m. in. wpolityce.pl, wnas.pl czy wgospodarce.pl, co wskazywałoby na pochodzenie tytułu tygodnika). Przy domenach internetowych spór byłby, wydaje mi się, wyraźniejszy, ponieważ obok www.wsieci.rp.pl istnieje www.wsieci.pl - co może być mylące. Z drugiej strony, orzecznictwo w zakresie domen internetowych dostrzega, że jest to rynek mocno ograniczony i pewnych podobieństw uniknąć się po prostu nie da. Tym bardziej, że jeden z tych adresów jest subdomeną adresu podstawowego - rp.pl.

"Wyłączony" z sieci, Woudrichem, Holandia 1918, C.J. Hofker

Wyrok w niniejszej sprawie nie będzie pierwszym, dotyczącym rynku prasowego. Po raz pierwszy natomiast, tytuły funkcjonują na różnych płaszczyznach - drukowanej i elektronicznej, co może być oznaką zmieniającego się rynku mediów.

W wyroku z dnia 21 lutego 2008 r. (III CSK 264/2007) Sąd Najwyższy odniósł się do sporu konkurujących ze sobą wydawców krzyżówek, gdzie jeden z nich w tytule używał kolejnych liczb 100, 200, 1000 itp., które wskazywały jednocześnie na zawartość pisma; drugi natomiast - nie rejestrując takiego tytułu - wskazywał po prostu, że zawartość pisma składa się ze wskazanej liczby krzyżówek, ale przez układ graficzny, to znaczy wybicie numeru powiększoną czcionką na górze okładki, mógł wprowadzać w błąd przeciętnego konsumenta.

Kolejny wyrok, z dnia 22 października 2002 r. (III CKN 271/2001), został wydany w podobnych okolicznościach, choć zarzuty dotyczyły czego innego:

Podstawą ustalenia i oceny Sądu był tytuł artykułu („Zamiast Tempa Supertempo”) oraz zawarte w nim sformułowanie („Tempo nie umarło. Przeciwnie. Właśnie się odradza!”), uwzględniane także w kontekście tytułu gazety oraz informacji, że redagują ją dziennikarze dawnego „Tempa”. Te właśnie przesłanki, a nie prawdziwa informacja, że „Tempo” straciło swój dotychczas samodzielny charakter, stanowiły podstawę ustalenia i oceny, iż działanie pozwanego zmierzało do wywołania u czytelników przekonania, że nowa, wydawana przezeń gazeta jest kontynuatorką „Tempa”, mającą je zastąpić na rynku czytelniczym.
(...)
Sąd pierwszej instancji zakwalifikował działanie pozwanego jako czyn ujęty w art. 10 ust. 1 ustawy, polegający na takim oznaczeniu towaru, które może wprowadzić klientów w błąd, m.in. co do jego pochodzenia. Jako przesłanki takiej kwalifikacji Sąd ten przyjął podobieństwo tytułów, informację o powiązaniu zespołu redakcyjnego z gazetą „Tempo” oraz „treść akcji promocyjnej”. Spośród tych elementów, decydujących o stwierdzeniu wprowadzającego w błąd oznaczenia (według art. 10 ust. 1 uznk), dwa pierwsze zostały jednoznacznie odrzucone przez Sąd Apelacyjny. Jak wyżej wskazywano, Sąd Apelacyjny istoty czynu dopatrzył się w „redakcyjnym zabiegu połączenia tytułu z wprowadzającym artykułem, w którym wbrew oczywistym faktom utożsamiono „Supertempo” z „Tempem””, zmierzając do wywołania przekonania, że nowa gazeta jest kontynuatorką Tempa.

Postanowienie o udzieleniu zabezpieczenia nie przesądza oczywiście o wyroku, jaki zapadnie w opisywanej sprawie. Zakładając jednak, że doniesienia prasowe i oświadczenia obu wydawców wskazujące, że podstawą rozstrzygnięcia ma być art. 10 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, oraz że nie istnieją inne, nieznane opinii publicznej przesłanki i twierdzenia strony powodowej, jest to decyzja zastanawiająca. Tym bardziej, że rynek medialny w państwie demokratycznym jest tkanką raczej wrażliwą, ponieważ tworzy de facto opinię publiczną, i (w moim przekonaniu) jakiekolwiek interwencje powinny być ograniczone do niezbędnego minimum. Warto śledzić rozwój tej sprawy, choć już wiadomo, że temperatura sporu oraz jego upolitycznienie (zespół redakcyjny tygodnika W Sieci przedstawił sytuację na konferencji Parlamentarnego Zespołu ds. Obrony Wolności Słowa), nie będą pomagały w uzyskaniu z mediów informacji o podstawach prawnych i przesłankach merytorycznych obecnego postanowienia o zabezpieczeniu, jak i przyszłego wyroku.