Tantiemy za przyjemność oglądania... reklam!?

Jako post scriptum „afery zaiksowej” – wyrok Sądu Apelacyjnego w Katowicach z 13 kwietnia 2012 roku (I ACa 129/12; opublikowany dzisiaj).

W tej kuriozalnej sprawie „Stowarzyszenie (...) z W.” [w orzeczeniu zostały wykreślone dane pozwalające na identyfikację stron] domagało się zapłaty tantiem od przedsiębiorcy prowadzącego zajazd, uzasadniając że korzysta on z utworów objętych ochroną prawa autorskiego puszczając… reklamy w telewizji.

Bezsporne było w sprawie to, że przedsiębiorca w swojej restauracji miał włączony kanał telewizji informacyjnej. Stowarzyszenie chroniące praw twórców stwierdziło natomiast, że chronione utwory pojawiały się przy okazji reklam w przerwach programu. Właściciel rozpowszechniał je zatem publicznie bez stosownej licencji.

Za wyjątkową łaskawość „Stowarzyszenia (…) z W.” trzeba uznać, że domagało się od przedsiębiorcy wyłącznie dwukrotności wynagrodzenia, które byłoby należne, gdyby została zawarta umowa o korzystanie w zakresie dokonanego naruszenia (zgodnie z art. 79 ust. 1 pkt 3 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych). Jeśli bowiem naruszenie jest zawinione – a w tym przypadku, jeśli już uznać że do naruszenia prawa doszło, ewidentnie było – Stowarzyszenie mogło żądać trzykrotności takiego wynagrodzenia.

Niestety, sąd pierwszej instancji przyznał rację Stowarzyszeniu. Ogólna zasada konieczności zapłaty wynagrodzenia za korzystanie z utworu jest ograniczona w art. 24 ust. 2 ustawy, zgodnie z którym posiadacze urządzeń służących do odbioru programu radiowego lub telewizyjnego mogą odbierać nadawane za ich pomocą utwory, choćby urządzenia te były umieszczone w miejscu ogólnie dostępnym, jeżeli nie łączy się z tym osiąganie korzyści majątkowych. Prościej – można włączyć telewizor publicznie, jeśli nie czerpie się z tego korzyści.

Pozwany bronił się na dwa sposoby. Pierwszy, stosowany swego czasu przez fryzjerów, polegał na twierdzeniu (skądinąd słusznym), że do jego lokalu przyjeżdżają podróżni w celu spożycia posiłku, a nie dla słuchania muzyki – i nawet gdyby telewizor wyłączył, liczba klientów nie zmieniłaby się.

Sąd Apelacyjny uznał, że to nie zostało udowodnione przez właściciela lokalu (choć wydaje się, że doświadczenie życiowe sądu powinno być wystarczające; inaczej do sprawy podszedł przy okazji innej sprawy sąd w Kielcach). Tu jednak sąd uznał, że:

Przydrożnych zajazdów jest wiele, [a] telewizor umiejscowiony jest w ten sposób, by oglądali go również klienci i wpływa na ogólny klimat lokalu, który jest przyczyną wyboru przez podróżnego tego, a nie innego zajazdu.

Sąd Apelacyjny przywołał także wyrok Sądu Najwyższego z dnia 28 września 2005 roku (I CK 164/05), w którym SN pośrednio uzależnia uzyskiwanie korzyści majątkowych od powierzchni (!) zakładu, w którym odtwarzane są utwory:

Sytuacje, w których odtwarzanie utworów muzycznych w ramach prowadzonej działalności gospodarczej nie będzie łączyć się z korzyściami majątkowymi dla odtwarzającego, powstają przede wszystkim wtedy, gdy klienci nie będą poddawani oddziaływaniu odbioru. Może tu chodzić przede wszystkim o małe powierzchnie handlowe, drobne zakłady usługowe, w których odtwarzanie służy zapełnieniu czasu personelowi. Odtwarzanie owych utworów na większych przestrzeniach handlowych, w których klient przebywa dłuższą chwilę, podlegają zakwalifikowaniu jako połączone z korzyściami majątkowymi. Na taką funkcję wskazuje zwłaszcza specjalne rozmieszczenie głośników do odbioru w salach obsługi klienta.

Rewolucji w kwestiach zasadniczych cytowany wyrok zatem nie przynosi. Najwyraźniej jednak, sąd uznał że konieczność zapłaty tantiem za słuchanie piosenek w reklamach, jest przesadą.

O ile bowiem nadawanie ciekawych programów telewizyjnych może wpływać na klientelę i wiązać się z osiąganiem korzyści majątkowych, o tyle nadawanie reklam, czy też oglądanie reklam nie stanowi rzeczy uatrakcyjniającej dany lokal. Powszechnie wiadomą rzeczą jest bowiem to, iż reklamy stanowią źródło finansowania danej stacji radiowej i telewizyjnej i same w sobie (przynajmniej dla większości społeczeństwa) nie są przyczyną oglądalności danej stacji. Jeśli chodzi o odbiór społeczny reklam zaryzykować można nawet twierdzenie, iż są one dla odbiorców niejednokrotnie rzeczą uprzykrzającą i zniechęcającą do oglądania danego programu.

I na tej podstawie powództwo „Stowarzyszenia (…) z W.” oddalił.


Fot. Harper, Alvan S.
Właściciel zajazdu może świętować

Jako ciekawostkę, podaję jeszcze jeden cytat z uzasadnienia wyroku, dotyczący przeprowadzania kontroli w lokalu:

Inspektorzy powoda odnotowali nadawanie następujących programów: program (...), (...), (...), (...), film „(...)”, program rozrywkowy „(...)”, serial (...), mecz siatkówki: (...), serial: „(...)”, informacje i prognozy pogody, program: „(...)”, program: „(...)”, serial: (...), program: „(...)”, program publicystyczny prowadzony przez T. S. pt: (...).

Czyli, lekko licząc, inspektorzy spędzili w zajeździe 10 godzin oglądając telewizję (o ile programy nie były przełączane). Miejmy nadzieję, że i rachunek, i napiwek były odpowiednio wysokie.